PKO Nocny Wrocław Półmaraton to nietypowy półmaraton. Oczywiście już sama jego nazwa zdradza co go wyróżnia. Biegacze ustawiają się na starcie tuż przed godziną 22, by pokonać pięknie oświetloną trasę. Nic więc dziwnego, że tegoroczna, szósta już edycja, przyciągnęła rekordową liczbę biegaczy. Wystartowało bowiem prawie 11 tysięcy biegaczy i biegaczek. Polacy pokochali bieganie - to wiadomo od dawna. Wiele osób tego dnia zamiast grillować w ciepły, sobotni czerwcowy wieczór albo wypoczywać na kanapie oglądając komedię - wybrało przecież przebiegnięcie dystansu ponad 20 km. A to niemały wyczyn.

Impreza zorganizowana została na bardzo wysokim poziomie. PKO Nocny Wrocław Półmaraton wliczany jest do Korony Półmaratonów Polskich. Meta biegu zlokalizowana jest na Stadionie Olimpijskim. Na każdego z biegaczy czekał bogaty pakiet startowy, a na mecie piękny, związany z Wrocławiem, medal. Teraz rozumiem dlaczego liczba miejsc na ten bieg została wyczerpana sporo tygodni przed datą samego startu.

Wiele osób tego dnia biegło w biało-czerwonych koszulkach, które znajdowały się w pakietach startowych. Narodowe barwy miały nawiązywać do obchodów 100-lecia odzyskania niepodległości przez Polskę. Bardzo lubię biegowe koszulki z imprez w których wzięłam udział. Niestety patriotyczny wydźwięk tej koszulki nie przemawia do mnie. Chyba nie ubiorę jej nawet na trening.

Trasa biegu prowadziła głównymi ulicami Wrocławia. Najciekawszymi punktami były mosty. Przebiegaliśmy przez nie trzykrotnie. Na trasie przygrywała dopingująca, głośna muzyka. Kibice również nie zawiedli. Było ich bardzo dużo. Słyszałam nawet doping znajomych, których tego dnia nie spodziewałam. To było bardzo miłe!

Jednak… od 11 kilometra zaczął się kryzys. Na trasie było bardzo duszno. Wiele osób narzekało, że nie ma czym oddychać. Zapewne wszystko za sprawą pogody i efektu wielkiego miasta. Nie było łatwo. Słyszałam nie tylko swój ciężki oddech. Czułam też, że zaczyna brakować mi sił. Pierwszy raz towarzyszyło mi takie uczucie. A do mety było przecież jeszcze 9 kilometrów. Tato, po kontuzji kolana, tego dnia biegł przy mnie. Na pewno jego obecność sprawiła, że się nie zatrzymałam i nie odpuściłam. Pomógł również cukier w kostkach, który był dostępny na trasie półmaratonu. Nie polecam jednak przesadzić z jego ilością.

Zastawiałam się skąd ten brak sił? Przecież przydarzyło mi się to pierwszy raz. Prawdopodobnie w tym dniu zjadłam za mało. Nie wiedziałam jak godzinowo ustalić posiłki. Nie chciałam biec przejedzona. Poza tym godzina 22 to raczej godzina odpoczynku, a nie wysiłku. Wiele czynników tego dnia wpłynęło na moją niemoc. Zazwyczaj przecież biegi odbywają się przed południem, kiedy jest się wyspanym, pełnym sił. Dlatego więc jeśli planujesz start w biegu o takim dystansie i o tak późnej porze zadbaj odpowiednio o wypoczynek i kalorie. To lekcja, którą ja wyciągnęłam z tego biegu. Być może skorzystasz z niej również.

Oczywiście fakt, że dla mnie ten bieg był wymagający nie oznacza, że go nie polecam. Był jedyny w swoim rodzaju. Niezapomniany. Nie biegamy przecież „na codzień” w nocy pięknymi, specjalnie oświetlonymi na ten dzień, ulicami starego miasta.

Kiedy wbiegłam na metę Stadionu Olimpijskiego czułam ogromną dumę. Że daliśmy radę. Że nie zatrzymaliśmy się. Że naprawdę walczyliśmy. Trybuny stadionu były przepełnione, wszyscy kibicowali. Wbiegliśmy na metę przed północą - to było porównywalne do przywitania nowego roku w Sylwestra. Naprawdę. Wystarczyło nam jeszcze sił by chwycić się za ręce razem z tatą, unieść je i dumnie wbiec na metę. Świetne uczucie. Takie właśnie chwile na długo pozostają w pamięci.

Jak wypadliśmy? Pomimo trudu jaki czuliśmy „złamaliśmy” 2 godziny by dobiec do mety. Oficjalnie nasze miejsca to 4 990 i 4 997 na prawie 11 tysięcy uczestników. Mimo wszystko jesteśmy zadowoleni! Był to przecież już nasz czwarty półmaraton.

 

Dlaczego bieganie jest fajne? Bo meta na Stadionie Olimpijskim wynagradza wszystko!

2018-06-17



Galeria zdjęć: