Maraton to miejscowość w Grecji. Według legendy po zwycięskiej bitwie Greków z Persami wysłano z Maratonu do Aten posłańca Filippidesa, by ogłosić zwycięstwo i ostrzec przed zbliżającą się flotą perską. Posłaniec, krótko po ogłoszeniu nowiny, padł z wycieńczenia. Wkrótce potem, również biegiem, dotarła do miasta większość ateńskiego wojska, której wyprawa zajęła osiem godzin. Na pamiątkę tego wydarzenia rozgrywany jest bieg maratoński na dystansie 42,195 km.

Skąd dokładnie wzięła się ta liczba? W rzeczywistości dystans między Maratonem a Atenami wynosi 37 km, jednak postanowiono tę liczbę trochę zmienić. Na igrzyskach w Londynie dystans zwiększono o dodatkowe 2 195 metrów (przesuwając metę w pobliże miejsca, gdzie na trybunach siedział brytyjski król).

Nie zawsze maraton był dla każdego. Początkowo i przez bardzo długi czas miał miejsce tylko na igrzyskach i mistrzostwach. Dopiero od około stu lat maraton rozgrywany jest jako masowy bieg uliczny, w którym udział może wziąć każdy. Biega się na całym świecie. W miastach takich jak: Berlin, Nowy York, czy London imprezy maratońskie organizowane są dla ponad 30 tysięcy uczestników. W Polsce najstarszym maratonem jest ten organizowany w Dębnie. W tym roku odbyła się 46. edycja tego biegu. Dębno uznawane jest za stolicę polskiego maratonu.

To właśnie w Dębnie, 7 kwietnia, zadebiutowałam na królewskim dystansie. Myśli o przebiegnięciu oficjalnego maratonu pojawiały się w mojej i taty głowie już od dawna. Równo pół roku wcześniej, 7 października 2018 roku, przebiegliśmy ten dystans treningowo. Dla siebie. Bez adrenaliny, bez kibiców dodających kopa na trasie. Wiedzieliśmy już wtedy co oznacza słowo „maraton” i jak dużo wysiłku trzeba włożyć w przygotowania do niego. Ten październikowy bieg zajął nam 4 godz. i 32 minuty.

Długo wahałam się czy wystartować w Dębnie. Pierwszym moim oficjalnym maratonem miał być ten w Poznaniu, w październiku 2019 roku, na okrągłej - jubileuszowej - 20. edycji. Co pomogło podjąć decyzję o starcie już w kwietniu? Wsparcie biegowej długodystansowej koleżanki Pauliny (dziękuję!). Dodatkowo świadomość, że od początku przygody z bieganiem mam w nogach 3,5 tysiąca przebiegniętych kilometrów. A do tego wszystkiego chęć ukończenia Korony Maratonów Polskich. Oczywiście poznańskiego maratonu, w październiku, również nie odpuszczę! Dwa maratony w tym roku to nasz zespołowy cel.

Do Dębna wybraliśmy się dzień wcześniej. Chcieliśmy spokojne odebrać pakiety oraz odpocząć przed wyczerpującym kolejnym dniem. Los zadecydował, że zjawiliśmy się w biurze zawodów o 21:54, czyli 6 minut przed jego zamknięciem. Do hotelu dotarliśmy jeszcze później, a więc ze spokojnego odebrania pakietów i odpoczynku zostało niewiele. My mamy nauczkę na przyszłość, ale Ty możesz uczyć się na naszych błędach - zaplanuj wcześniejszy wyjazd!

Kiedy rano zadzwonił budzik nie dowierzałam, że to ten dzień… Dzień Maratonu. Pierwszego mojego maratonu. To naprawdę się działo. Tego już nie dało się zatrzymać!

Wstaliśmy razem z tatą wcześnie (w mega nakręconych na bieg nastrojach) aby na spokojnie zjeść śniadanie. Hotelowa stołówka wypełniona była biegaczami. Wśród nich był Tomek - biegacz którego znam dzięki tej stronie internetowej, z którym próbowaliśmy spotkać się już wiele razy na biegowych imprezach. Udało się dopiero teraz, w hotelu w Witnicy, 20 km od miejsca biegu. To był naprawdę dziwny, ale bardzo sympatyczny zbieg okoliczności.
Po śniadaniu wszyscy biegacze zaczęli opuszczać hotel. Wszyscy tego dnia mieliśmy spotkać się raz jeszcze na linii startu w Dębnie.  

Kiedy dotarliśmy na miejsce na ulicach Dębna było widać już wielu biegaczy. W końcu tego dnia do biegu miało przystąpić ponad 2 tysiące osób. Mieliśmy okazję spotkać tych najlepszych, najszybszych - Kenijczyków - głównych faworytów tego biegu. Byli skupieni, zadowoleni, spokojni. Bił od nich pełen profesjonalizm.

Na starcie spotkaliśmy się z Łukaszem i jego rodziną. Potem przez większą część trasy biegliśmy z tatą i Łukaszem razem. W komplecie udało nam się również ukończyć bieg. Motywowaliśmy się wzajemnie. Dobrze mieć fajne towarzystwo obok. To naprawdę pomaga.

Trasa nie była łatwa. Do pokonania było kilka pętel ulicami Dębna, a pozostała część trasy prowadziła przez okoliczne miejscowości. Przez powtarzające się widoki nie była zbyt atrakcyjna. Ale… kto miał tego dnia siłę na rozglądanie się?  Każdy walczył z wysiłkiem, z myślami, pokonywał własne słabości.

Jak mi się biegło? Luzik, lajcik i pełen relaks to na pewno nie był. Wiedziałam, że ważne jest obranie i trzymanie się właściwego tempa. Starałam się utrzymywać tempo poniżej 5 minut i 40 sekund na kilometr - to była gwarancja ukończenia biegu poniżej 4 godzin. Choć nie był to główny cel - UDAŁO SIĘ! Yeah! O jeżu… naprawdę to zrobiłam!!!

Najtrudniejsza w biegu maratońskim dla wielu biegaczy jest chyba świadomość ogromnego dystansu do przebiegnięcia. Kiedy, przykładowo, jesteś na 18 kilometrze i obliczysz, że do mety pozostało Ci jeszcze 24 km to można naprawdę sfiksować. Należy myśleć o wszystkim, ale nie o pozostałym dystansie! Ja obrałam taktykę podzielenia biegu na 5-cio kilometrowe odcinki, a więc dla mnie ten bieg składał się z ośmiu etapów i wisieńki na torcie w postaci ostatnich dwóch kilometrów. Za każdym razem kiedy przemierzyłam dystans 5 kilometrów „odhaczałam” w głowie jeden wykonany etap. I tak, dla przykładu: na 15tym kilometrze wykonałam trzeci z ośmiu etapów, a na 35tym kilometrze byłam już po wykonaniu siódmego z ośmiu zaplanowanych celów. Kiedy oczyma wyobraźni widziałam „etap 7/8” to nie byłam przerażona pozostałymi 7 kilometrami do mety, tylko wiedziałam, że wykonałam już tak wiele, że jestem tak blisko, że… PO PROSTU DAM RADĘ! I tak też się stało.

Czy było ciężko? Było. Momentami bardzo. Maraton to nie tyko wysiłek dla mięśni, ale to przede wszystkim wysiłek dla psychiki. Walka ze samym sobą. Niejeden zawodnik ukończył ten bieg stając się silniejszym, może nawet nieco zmienionym człowiekiem. W tym również i ja.

Emocje w okolicach mety były ogromne. To z pewnością będzie jeden z tych biegów, które pamiętać będzie się już na zawsze.

Jak uczucia po biegu? Poza problemem z wchodzeniem po schodach jest naprawdę dobrze.  Duma, samospełnienie, zadowolenie - to rzeczy oczywiste. Świadomość bycia maratończykiem to w biegowym temacie coś naprawdę wielkiego.

Jak wypadliśmy? Zajęłam 75. miejsce na 401 startujących kobiet, a w swojej kategorii wiekowej uplasowałam się na 12. miejscu. Tato zajął 859. miejsce na 1895 mężczyzn. Jak na maratoński debiut to naprawdę świetne wyniki!

Ku mojemu pozytywnemu zdziwieniu wielu znajomych dopingowało nam i trzymało za nas mocno kciuki. Dziękuję Wam wszystkim raz jeszcze, że byliście i jesteście! Bądźcie!

Dlaczego bieganie jest fajne? Po prostu... Maratończyk - to brzmi dumnie!

2019-04-09



Galeria zdjęć: