Do Świdnicy na zawody wybraliśmy się razem z tatą po raz drugi. Za pierwszym razem, w listopadzie ubiegłego roku, wzięliśmy udział w RST Półmaratonie Świdnickim. Widzieliśmy, że imprezy sportowe organizowane w tym mieście są bardzo dobrze przygotowywane. Tworzą je ludzie z pasją, którzy są zakręceni na punkcie sportu.

Tym razem wzięliśmy udział w duathlonie, czyli rywalizacji polegającej na bieganiu oraz jeździe na rowerze.

Zawody te wchodzą w skład cyklu duathlonów organizowanych na Dolnym Śląsku. Pozostałymi duathlonami są: Cross Uraz Duathlon, Duathlon Zgorzelec oraz Duathlon ACDC.  Sponsorem tytularnym tego wydarzenia jest firma Marconi. Ta impreza to duathlonowski debiut w Świdnicy. Organizatorzy stanęli na wysokości zadania.

Do wyboru były dwa dystanse: SPRINT oraz CLASSIC. Ten pierwszy polegał na pokonaniu: 5 km biegiem, 20 km na rowerze i na koniec 2,5 km również na biegowo. My zdecydowaliśmy się na rywalizację CLASSIC, która była dwu-krotnością SPRINTu. Wiedzieliśmy, że łatwo nie będzie.

Nie tylko sam dystans był wzywaniem (10 km biegu, 40km jazdy na rowerze oraz na koniec 5 km biegu). Pofałdowany teren i wietrzna pogoda nie ułatwiały tego zadania. Do tego wszystkiego obowiązywał limit czasowy - 4 godziny. Przyznam, że nie byłam pewna, że się w nim zmieszczę.

Udział w tego typu zawodach wymaga wcześniejszego przygotowanie logistycznego. To nie tylko ubranie sportowych butów i ustawienie się na linii mety. Trzeba przecież zabrać ze sobą rower.

Tato przygotował rowery dzień wcześniej. Po przyjeździe do Świdnicy zaczęliśmy od odbioru pakietów startowych. Czas do rozpoczęcia zawodów gonił. Po wyjęciu rowerów z samochodu i  ich złożeniu musieliśmy odprowadzić je do specjalnie wyznaczonej do tego strefy. Każdy rower miał już przydzielone miejsce. Na rowery musieliśmy jeszcze nakleić naklejki z numerem startowym. Przykleiliśmy je na kierownicę, a potem okazało się, że należało je umieścić na ramie od siedzenia. Byliśmy chyba jednymi którzy w niewłaściwym miejscu przymocowali te naklejki. Ale… to był przecież nasz debiut na prawdziwej duathlonowej imprezie.

Ku naszemu zdziwieniu prawie wszystkie rowery w strefie dla rowerów były kolarzówkami. My przyjechaliśmy z rowerami crossowymi na szerszych oponach. Nasze szanse w rywalizacji na rowerze nie były zatem zbyt duże. Oczywiście… nie zrezygnowaliśmy!

Punktualnie o godz. 10 rozpoczęły się zawody. Na dystansie CLASSIC wystartowało 117 osób, a w tym tylko 11 kobiet. Zaczęliśmy od biegu. Trasa prowadziła przez urokliwy park, a do pokonania były 4 pętle po 2,5 kilometra. Moją taktyką był dość spokojny bieg, aby nie zabrakło sił na rower. Biegło mi się dobrze, kolejne pętle mijały dość szybko. Dałam się ponieść emocjom i ukończyłam pierwszy etap (10 km biegu) w czasie 43 minut. Tato ukończył ten etap minutę szybciej. Być może bieglibyśmy do końca razem, ale zgubiłam tatę w momencie kiedy musiałam się zatrzymać i zasznurować buta.

Po biegu należało udać się do strefy z rowerami i odrazu wyruszyć w trasę 40 kilometrów na rowerze. Tutaj do pokonania były dwie pętle po 20 km. Nie było czasu na odpoczynek. Górki na trasie dały mi w kość. Odetchnęłam z ulgą kiedy pierwszą pętlę miałam za sobą. Wiedziałam co czeka mnie za moment i że jestem już za półmetkiem. Wielu kolarzy wyprzedziło mnie w tej rywalizacji. Ich prędkości na kolarzówkach były imponujące. Ten etap ukończyłam w czasie 1 godz. 48 min. ze średnią prędkością 22 km/h. Tacie pokonanie tej trasy zajęło 1 godz. i 30 min. ze średnią prędkością 26km/h. Dla porównania jak wiele czasu można było stracić w konkurencji rowerowej dodam, że zawodnik, który wygrał zawody pokonał ten etap w czasie 1 godz.

Sił było już coraz mniej. Należało odstawić rower i pokonać ostatnie 5 kilometrów na biegowo. Po zejściu z roweru nogi były niczym ze skały. Ciężko było biec. Nie biegły nogi, tylko głowa. Momentami wydawało mi się, że prawie wcale się nie przemieszczam. Kiedy spojrzałam na zegarek okazało się, że biegnę tempem 5:02 minut/kilometr, a więc wcale nie tak wolno. Bardzo się wtedy zdziwiłam. Oczywiście na plus.

Kiedy ja zaczynałam ostatni etap, tato był już na jego końcówce. Przywitał mnie na mecie. Ukończyłam te zawody w czasie 2 godz. i 58 min., czyli niepotrzebnie martwiłam się o limit czasowy. Tato zameldował się na mecie 20 minut szybciej.

To były jedne z najtrudniejszych zawodów w jakich brałam udział. Mix biegania i roweru nie jest łatwy. Zapewne nasz udział w tych zawodach wyglądałby inaczej gdybyśmy wystartowali na kolarskich, specjalistycznych rowerach, których niestety nie posiadamy.

Ukończenie tego duathlonu było dużym wyzwaniem. Biorąc pod uwagę sprzęt na jakim wystartowaliśmy (w porównaniu do większości zawodników) jeszcze bardziej cieszę się, że daliśmy radę.

PS. Załapałam się na podium. A to zawsze bardzo cieszy. Wyjechałam ze Świdnicy bardzo zmęczona, ale mega zadowolona!

Dlaczego bieganie jest fajne? Bo nie musisz się zastanawiać co wybrać: trening biegowy czy wyjście na rower. Możesz to połączyć!

Niektóre zdjęcia pochodzą ze strony organizatora: https://duathlonswidnica.pl

2019-05-09



Galeria zdjęć: