Chcesz poczuć się jak w Australii? W Obornikach Śląskich jest to możliwe. My, razem z tatą i Łukaszem, byliśmy tam po raz drugi. Na miejscu spotkaliśmy Jacka - kolegę z klubu biegacza OD PONIEDZIAŁKU z Krzemieniewa.

Rdzenni mieszkańcy Obornik Śląskich już od czterech lat organizują bieg wśród tamtejszego leśnego buszu. W tym roku Oborygeni do swojego miasta zwerbowali ponad 700 biegaczy z całej Polski - to o 250 więcej niż w roku poprzednim. To duży organizacyjny sukces.

Na przybyłych śmiałków czekała dziesięciokilometrowa pagórkowata, momentami piaszczysta, trasa. Australijski klimat podczas tej imprezy było czuć od samego początku. W tym roku w pakiecie startowym znaleźliśmy koszulkę i torbę z motywem czerwono-niebieskiej salamandry.

Trasa nie należała do najłatwiejszych. Dodatkowo trzeba było uważać na kangury. Tuż po wybiegnięciu z cywilizowanych terenów biegacze musieli zmierzyć się z Wielką Pustynią Wiktorii. Niejeden biegacz stracił tutaj wiele cennych sekund. Na szczęście nie słyszeliśmy o żadnym osobniku złapanym przez kangura.

Wielu biegaczy po minięciu pustyni marzyło o łyku zimnej wody. Mogli zaspokoić swoje pragnienie już kawałek dalej, przy moście na rzece Murray, na trzecim kilometrze. Niejeden biegacz odetchnął tutaj z ulgą. Spokój nie trwał długo… kilometr dalej znajdował się paśnik kangurów, a tuż za nim żerowisko wombatów. Przebiegłam tam bardzo ostrożnie i po ciuchu. Nie chciałam niepokoić przecież australijskiej zwierzyny.

Nieco dalej można było dostrzec wbitą w ziemię strzałę Aborygena. Mijając ją pomyślałam: „Czyżby ktoś tutaj polował?”. Pozostawiłam to pytanie bez odpowiedz i przyśpieszyłam.

Najtrudniejszy moment na trasie znajdował się w połowie dystansu. Trzeba było zmierzyć się z Górą Kościuszki. To był solidny podbieg. Niektórzy zdecydowali się na pokonywanie tego odcinka marszem. Oczywiście szybkim marszem - kangury mogły pojawić się w każdej chwili! Ja biegłam , motywował mnie widok aborygeńskiej strzały.

Uspokoiłam się wbiegając do buszu australijskiego. Wiedziałam, że w tak bujnej roślinności trudniej będzie mnie namierzyć kangurom. Mogłam nieco zwolnić, uspokoić oddech.

Po wybiegnięciu z lasu znalazłam się ponownie na cywilizowanych terenach. Gromkimi brawami zostałam przywitana przez tubylców.

Oczywiście australijskie symbole na trasie były przenośnią tego, co tak naprawdę się na niej znajdowało. Spora ilość piasku na niedługim fragmencie trasy została nazwana Wielką Pustynią Wiktorii, a paśnik dla leśnych zwierząt tego dnia był przeznaczony dla kangurów.
Pomysł, kreatywność i przygotowanie zasługują na duży szacunek.

Hasłem Obornik Śląskich jest: „Tu mi się podoba!”. I mi też tam się podobało.

W roku poprzednim ucieczka przed kangurami zajęła mi 52 minuty, w tym roku poprawiłam ten czas o 4 minuty. Pozwoliło mi to zająć pierwsze miejsce w kategorii kobiet 20-29 lat i 5. miejsce w kategorii OPEN kobiet. Łącznie startowało 176 pań.
Tato w tym roku również znalazł się na podium. Uplasował się na 3. miejscu w kategorii M50 zajmując 46. na 716 startujących osób. Dzień wcześniej tato miał urodziny. Stanięcie na podium było świetną urodzinową niespodzianką.

Dlaczego bieganie jest fajne? Z roku na rok widzi się ogromny postęp, który motywuje jeszcze bardziej do działania.

2019-08-25



Galeria zdjęć: