W połowie września udaliśmy się na „Bieg w Krainie Konwalii” do Wielenia w powiecie wolsztyńskim. Wieleń jest niedużym letnim ośrodkiem wypoczynkowym. Za sprawą znajdujących się tam jezior i lasów jest możliwość uprawiania turystyki rowerowej, pieszej oraz wodnej. Jest tam również stajnia, która zapewni aktywny wypoczynek fanom siodła. Przez Wieleń i jezioro Wieleńskie przechodzi  „Szlak Konwaliowy”, czyli wodny szlak kajakowy o długości 37km. Nietrudno się zatem domyślić co było inspiracją dla nazwy tego biegu.

W tym roku odbyła się szósta edycja tego biegu. Do wyboru biegaczom zaproponowano dwie trasy: 10 oraz 21km. Ja wraz z tatą wybraliśmy ten dłuższy dystans. Paula, która tego dnia pojechała do Wielenia razem z nami, już po raz trzeci z rzędu, zmierzyła się na dystansie „dyszki”.

Na miejscu spotkałam wielu znajomych. Naprawdę wielu. Było dużo rozmów i zdjęć. Takie spotkania zawsze mnie cieszą. Grono znajomych twarzy na zawodach biegowych stale rośnie. Lubię te spotkania.

Trasa półmaratonu przebiegała przy jeziorach: Wieleńskim, Osłonińskim, Górskim i Olejnickim. Biegliśmy duktami leśnymi, oprócz krótkiego asfaltowego odcinka na początku i w końcówce biegu.

Nie było płasko, występowały liczne, niemałe, podbiegi. Szczególnie w drugiej części trasy. Wykonania zadania nie ułatwiał wiatr. Piach też nie był sprzymierzeńcem. Było naprawdę sporo przeszkód. Ciężko byłoby wymyślić jeszcze jedną przeszkodę. Ich limit został wyczerpany.

Nie spodziewałam się tak męczącego biegu. Na trasę zabrałam jeden żel. Był przeznaczony na 15ty kilometr. Okazało się, że był mi potrzebny już dużo wcześniej - zjadłam go 4km prędzej. A ta trudniejsza część trasy była przecież dopiero przede mną…

Pamiętam dłuższy, piaszczysty odcinek. Szukałam miejsc gdzie mogę stawiać stopy w taki sposób, by jak najmniej spowolnić tempo i by nie tracić sił podczas walki z piaskiem. Biegłam wówczas pod wiatr. W pewnym momencie było już mi na tyle ciężko, że na głos zwyczajnie delikatnie wykrzyknęłam jedno z tych brzydkich słów. Nie zawsze jest przecież miło, łatwo i przyjemnie. I tak właśnie tym razem nie było miło.

Pamiętam też dwa podbiegi na których przez chwilę z biegu przeszłam do marszu. Nie chciałam tracić sił, już tak miałam ich niewiele.

Choć naprawdę nie było łatwo to ani przez moment nie pomyślałam, że „nie dam rady”. Mam na swoim koncie już wiele półmaratonów i nie boję się tego dystansu. Na 18tym kilometrze pomyślałam o tym, że: „Zostały już tylko 3km, czyli.. zaledwie 15 minut i będzie po wszystkim”. I tak właśnie było.

Na mecie przywitały mnie okrzyki Pauli i Moniki. Choć pamiętam ich słowa jak zza mgły, to wiem, że w końcówce dodały mi one przede wszystkim otuchy. Resztką sił momentalnie się uśmiechnęłam. Nie wiem, czy uśmiech był widoczny na mojej zmęczonej twarzy, ale w środku poczułam jeszcze większy sens tego wszystkiego. Ze swoją drugą połówką „w locie” przybiłam piątkę. Świadomość, że ktoś wyczekuje przybycia na metę jest niesamowita. Dziękuję, że byliście. Wasze pełne dumy, radości i energii twarze były tego dnia najważniejszą dla mnie nagrodą.

„Bieg w Krainie Konwalii” tylko tak niepozornie brzmi. Naprawdę można się tam zmęczyć. Ja zostałam wręcz przeczołgana. Skłamałbym mówiąc, że za tym nie przepadam. Był to na pewno mój najtrudniejszy półmaraton, oczywiście nie wliczając tych górskich. Choć na mecie byłam przekonana, że na pewno już tam nie wrócę, to już kilka godzin potem patrzyłam na to z innej perspektywy. Był to naprawdę solidny trening, dobrze rokujący na przyszłość.

Jak wypadliśmy? Zacznę od Moniki i Pauli z którymi mam przyjemność raz po raz spotkać się na wspólnym treningu. Obie dziewczyny pobiegły na dystansie 10km. Monika zameldowała się z czasem 57 minut. Bosko, Mont! A Paula… 2 minuty szybciej zajmując 3. miejsce w swojej kategorii wiekowej. To naprawdę świetne wyniki biorąc pod uwagę trudność terenu.
Mój tato też nie zawiódł… ukończył półmaraton z czasem jednej godziny i 39 minut stając na najwyższym stopniu podium w kategorii M50. Ja przybiegłam 6 minut po tacie i byłam trzecią kobietą w kategorii generalnej. Czy można sobie wyobrazić fajniejszą sportową niedzielę? Na ten moment ciężko, ale jestem pewna, że będzie ich jeszcze sporo.

Dlaczego bieganie jest fajne? Prywatni kibice na mecie to ogromne szczęście. 

 

Zdjęcia oznaczone logo FOTKI.net.pl pochodzą z tej strony.

2019-09-18



Galeria zdjęć: