Jeszcze nigdy napisanie relacji nie zajęło mi tak wiele czasu. Od Biegu Fartucha minęło 11 dni. I nie wiem, czy ta relacja powstałaby dziś, gdyby nie „drobne przypomnienia” napływające od kilku osób. Jak zauważyć można… i ja potrzebuję czasami „kopniaka”. Tę relację dedykuję w szczególności Wam.

Na Bieg Fartucha w Krzywiniu przyjechałam ze swoją drugą połówką już po raz czwarty. Bierzemy udział w tej sportowej imprezie od samego jej początku. W tym roku odbyła się czwarta edycja tego biegu. Wystartowało prawie pięciuset biegaczy, a ponad sto osób zdecydowało się na marsz Nordic Walking. O najmłodszych też nie zapomniano - dla nich odbył się Bieg Fartuszka.

Bieg organizowany jest razem z jarmarkiem świątecznym, podczas którego można skosztować pysznych wypieków, zakupić ozdoby świąteczne, a nawet piwo rzemieślnicze z lokalnego, kreatywnego browaru „Psotnik”.

Jak sama nazwa biegu wskazuje, uczestnicy pokonują dystans pięciu kilometrów w fartuchach! To jedyna taka impreza w Polsce! Oczywiście każdy uczestnik otrzymuje okolicznościowy fartuch w pakiecie startowym. Ja zdecydowałam się pobiec w fartuchu z pierwszej edycji. Zapewne wiele osób zastanawiało się dlaczego mój fartuszek miał inny kolor. Bowiem.. w pierwszej edycji biegu każdy otrzymał fartuch w kolorze czerwonym, rok później w kolorze zielonym, następnie fartuch miał kolor granatowy, a tym razem był w kolorze białym. Oczywiście na pamiątkę zostawiliśmy sobie wszystkie dotychczasowe fartuchy! Można by przypuszczać, że ubrany fartuch ogranicza ruchy podczas biegu. Spowalnia. Powoduje dyskomfort. Nic z tych rzeczy. Uczestnicy chętnie identyfikują się z biegiem i zakładają fartuchy na odzież sportową. Liczy się przecież przede wszystkim klimat i dobra zabawa! Do tego wszystkiego… w świątecznej scenerii.

Trasa biegu prowadziła ulicami miasta. Była identyczna jak w roku poprzednim. Można więc było porównać swoje wyniki. Mi udało się poprawić czas o półtorej minuty. Cel, który po cichu na ten bieg założyłam został osiągnięty. Zameldowałam się na mecie z czasem 21 min i 46 sek. i stanęłam na najwyższym stopniu podium w kategorii K20.

A jak już o poprawie wyników mowa to ogromnej rzeczy dokonała moja siostra. Rok temu - w Krzywiniu, podczas tego właśnie biegu - zaliczyła swój debiut w zawodach biegowych. Ukończyła wówczas dystans 5km w czasie 32 min i 23 sek. W tegorocznej edycji znalazła się na mecie szybciej aż o 6 minut. Brawo, Mona! Nati jest dumna!

Z Moniki można wziąć jeszcze jeden przykład. Zapisała na bieg swoje dzieci, a na marsz Nordic Walking zabrała swojego męża i swoich rodziców. Pojawili się zatem w Krzywiniu całą rodziną. To był chyba najliczniejszy duet rodzinny. Takie inicjatywy są godne naśladowania. Cała rodzina z uśmiechem na twarzy przekroczyła linię mety. Brawo Wy!

Swój debiut w Biegu Fartucha, w tym roku, miała Paula. I nie było w tym debiucie nic szczególnego, gdyby nie fakt, że uplasowała się na podium jako pierwsza zawodniczka w swojej kategorii wiekowej. Jeszcze niedawno pisałam Jej o tym, aby przygotowywała półki na trofea. Mam nadzieję, że znalazła ich przynajmniej ze trzy. Ja niedługo będę zmuszona przygotować wrotki, by móc Ją dogonić. Szacun, KinCEL! Widok Ciebie na podium nie był nader szczególny. Ty po prostu na to zapracowałaś. To musiało się stać. I stało się! Cieszę się, że mogłam ten widok zobaczyć. Chciałabym go zobaczyć przynajmniej jeszcze kilkadziesiąt razy.

Co w Biegu Fartucha lubię najbardziej? Kolekcję medali uzbieraną od początku tego biegu. Luźną atmosferę. Możliwość spotkania wielu znajomych. Sprawdzenie się na krótkim dystansie. Widok znajomych na podium. Radość z życiówek osób wokół mnie. Rodzinną atmosferę.

NIe wyobrażam sobie nie wziąć udziału w kolejnej edycji tego biegu. Brawo Krzywiń!

Dlaczego biegania jest fajne? Kolekcja medali z tego samego wydarzenia, na które trzeba czekać rok, jest czymś niesamowitym.

2019-12-19



Galeria zdjęć: